Skorupa rozpękła się:
zlepiona z błota i gówna,
potu i żygowin...
nic nie jest stałe, trwałe nawet pewne,
najpewniej i ostatecznie nic.
Odciąłem pępowinę,
rozbiłem jak chińską wazę,
aby uwolnić się, rozkruszyć dumę zdeptaną,
utracone marzenia przebudzić w małym - starym chłopcu.
tak wiele zyskać tracąc tak niewiele,
tracąc nic, nic nie tracąc.
stara ścieżka, ale nowa droga...
powracam,
nieustannie...
widzę światło:-)
.........................................................
Byłem u mamy
ofiarowała mi spodnie taty:
przyduże, zbyt krótkie,
szerokie.
i buty,
buty podobne do spodni,
nie wziąłem,
bo po co wkurwiać.
wystarczą dwie, czasem jedna,
zwinięta w kłębek,
aby była mniejsza,
mniej widoczna- nieznana,
leży na, albo i pod,
niewzruszona...do czasu -
skarpeta...
mój przyjaciel kolekcjonuje liście
laurowe i ziele na stole,
czekają w nadziei na drugie życie...
skarpety i liście...
podkurwiacze jedne, jebane.