podróż

                                                                                                             Moja podróż ponownie się zaczęła,

Albo inaczej – jeszcze się nie skończyła.

A ja już plecak opróżniam:

Resztki marzeń, ostatki pragnień, kawałki i okruchy wspomnień…

Układam na oknie nowy kolaż…    

1348,

100,

7786138,

154,

7786231,

254,

48600769619,

491624119251,

Numery mówiące tak wiele.

Ja-ty-my..


wiem, kiedyś obudzę się o świcie,

wstanę z łóżka drzwi nie zamykając...

by móc wrócić,

wrócić gdy zrozumiem.

spojrzę w niebo,

ono spojrzy na mnie.

pójdę drogą obraną przed laty,

pójdę tam, gdzie me miejsce, gdzie dom mój... 

w odwieczną tułaczkę.



komputer, ten słucha moich myśli
i tylko czasem zakreśla te, które drażnią, ranią.
nie jest więc przyjacielem ten plastykowy pomagier.
nie umie słuchać, wciąż pyta.
a potem ni stąd ni zowąd zawiesza swoją działalność,
ma dosyć...ja go rozumiem.




kolejny wieczór spędzony w swoim towarzystwie,
kolejna filiżanka niedopitej herbaty.
i jeszcze deszcz,
deszcz wciąż pada,
a ja, ja za słońcem tęsknię.

                                                              


Znowu podróż, znowu czas i miejsca,

Znowu niepokój o przyszłość,

Tak bardzo chciałbym pozbyć się strachu o jutro,

Nie obawiać się deszczu łez

Nie uciekać od słońca pragnę.



Na wzgórzu, na wyspie, gdzie przewidziałem przyszłość było pięknie.

Jak pięknie bolało, inaczej, mocniej, szalenie.

Na wzgórzu, na wyspie, po raz pierwszy utraciłem kogoś,

Ktoś i mnie utracił…na wyspie, na wzgórzu, ale czy na zawsze?



W końcu otwarto okno, o które ja motyl

Skrzydłami, ich dotykiem zostawiałem ślady

Ponownie ku słońcu się wznoszę,

Całować skrzydłami pragnę.

Oczy zapłakane.



Choć jesień w ogrodzie kwiaty kwitną

I klatki otwarte,

Śpiew ptaków znów słyszę, rozumiem.


Ta noc, kolejna noc lecz inna niż wszystkie,

Herbata rozmowa o przyjaźni

I oczy pragnące odpocząć.

Zdjęcia- wspomnienia z wyspy,

Radość i zmęczenie.

3.02. – 4.40

Potem spacer o świcie do domu, mego ogrodu,

W którym umierają i rodzą się motyle.


Podróż w nieznane, niepoznane, niepoznawalne,

Podróż do wnętrza.

Odkrywać siebie, zrozumieć siebie,

Pokochać siebie, choćby zaakceptować.


Umierałem, umierałem z rozkoszy wyłem,

Wznosiłem jak anioł,

Krzyczałem wzywając bogów.

Dziwne – wiara przychodzi w miłości,

Na krańcu języka,

W subtelnym uniesieniu przywołuje boga…


Kiedy tułaczka moja znajdzie ukojenie,

Kiedy odpocznę, przystanę w podróży,

Pragnę móc się zatrzymać,

Pokonać wiatr, przebić wzrokiem słońce,

Dotknąć uczuć, móc chwycić w ramiona szczęście

I już nie puścić, choć wiem…

To niemożliwe.




Tak, zdawałoby się, że coś się skończyło,

A jednak to nie takie proste.

Podróż dalej i dalsza już nie w jedna stronę,

Nie samemu, choć tez w samotności czasem.

Znowu motyl i sen upragniony

I marzenia przyblakłe znów si e przebudziły,

Znów odczuwam życie.



Chciałem napisać do moich przyjaciół list piękny,

pełen nadziei i wiary,

ale coś nie wypada tak okłamywać tych,

którzy mi pozostali.

Więc piszę słowa – próżne jak ja,

przepraszam.





Jarek

jutro nastąpi koniec, jedyny aktor opuści wierne tłumy, i zamknie drzwi. zamilknie w swojej "niemowie" wulgarnych idei, zakońc...